Zamek w piwnicy, ciąg dalszy

Poszedłem sprawdzić, co dzieje się z piwnicą. Na miejscu zobaczyłem ją otwartą i wyczyszczoną z rzeczy Jezabel. Cieszy mnie, że zabrała swoje rzeczy, ale czy musiała przy tym niszczyć zamek?

Specjalnie pozostawiłem go w stanie, który umożliwiał jego otwarcie – wystarczył klucz, którego mi nie oddała, lub zwykły klucz imbusowy. Mogła też skontaktować się ze mną, jeśli miała problemy z jego otwarciem.

Po dokładniejszych oględzinach okazało się, że zamek udało jej się jednak otworzyć (był częściowo odkręcony), a dodatkowo został rozcięty. Teraz nadaje się już tylko do wymiany.

Moje ubrania

Odwożąc dzisiaj Tysię do Jezabel, otrzymałem taką wiadomość:

Pod ścianą w garażu obok opon masz jakieś swoje rzeczy w worku, weź sobie.

Stojąc w korku na światłach, odpisałem jej z pytaniem, dlaczego wyrzuca moje rzeczy bez mojej zgody, tym bardziej że mam zamiar wprowadzić się do swojego mieszkania. Nie odpisała.

Na miejscu okazało się, że rzeczywiście wyrzuciła dwa worki z moimi ubraniami. Znajdowały się w nich płaszcze i kurtki, o których zwrot nie mogłem się doprosić od ponad dwóch lat. Jedna z nich, ze względu na warunki, w jakich była trzymana i upływ czasu, była już tak zniszczona, że od razu ją wyrzuciłem.

Oddała również kilka starych zabawek Tysi. Te podała mi już w drzwiach.

Uszkodzony samochód

Od trzech dni nie mam kontaktu z Tysią. Podobno jest chora, ale nie wiem tego na pewno. Nie mogę się z nią skontaktować telefonicznie, ponieważ Jezabel nie odbiera ode mnie telefonów. Wczoraj miałem urodziny i umówiłem się z Tysią, że chociaż przez chwilę porozmawiamy przez telefon. Nie udało nam się.

Dzisiaj podjechałem pod dom, aby sprawdzić, co się dzieje. Akurat w tym samym momencie Jezabel wyszła z naszą córką do samochodu, gdyż podobno jechały do lekarza – tylko tyle się dowiedziałem. Nie odpowiadała na moje pytania, kiedy próbowałem dowiedzieć się, co się dzieje i dlaczego nie odbiera telefonów. Kiedy umieściła Tysię w foteliku, udało mi się podbiec i chociaż na chwilę zobaczyć córkę. Chwyciła mnie mocno za rękę i nie puszczała. W tym samym momencie Jezabel zaczęła ruszać samochodem i wyjeżdżać z miejsca parkingowego, nie zważając na to, że drzwi wciąż są otwarte, a ja stoję obok samochodu. Zaczęła cofać, a otwarte drzwi uderzyły we mnie i otworzyły się jeszcze szerzej, uderzając w mój samochód, który stał obok. Uszkodziła lakier i prawie przejechała mi po stopach. Nie reagowała, kiedy pytałem ją, co w tej sytuacji mamy zrobić. Zaczęła krzyczeć i próbowała uciekać, zaczepiła nawet jakiegoś mężczyznę na ulicy. W końcu uciekła. Tysia była przerażona.

Tym razem zawiadomiłem policję i opowiedziałem im o całym zdarzeniu. Zgłoszenie zostało przyjęte, a całe zajście opisane.

Kilka godzin później otrzymałem telefon od policjantki, która przyjęła zgłoszenie. Opowiedziała mi, że próbowała skontaktować się z Jezabel, ale ta odmawiała rozmowy, kierując ją do swojego pełnomocnika. Oboje nie zrozumieliśmy, o co jej chodziło. Miała po prostu przyjąć mandat. Sprawa zatem trafi do sądu.