Samotność 2.0

Dla tych co nie znają.

Zaczyna się w niedzielę wieczorem…
Od odwożenia dzieci.
Nie pytam o przyszły weekend.
Bo nie wiadomo, czy będzie.
Może za dwa tygodnie.
Może coś wypadnie.
Może znowu coś się nie ułoży.
Podjeżdżamy pod ich dom.
Już nie mój.
Ja tylko przywożę.
Za chwilę odjadę.
Żegnamy się.
Czasem ciepło.
Czasem chłodno.
Czasem z uściskiem, czasem z szybkim „pa”.
Jak to dzieci. Jak to życie.
Uśmiecham się.
Gram do tej gry, którą trzeba grać.
„Będzie dobrze.”
„Do zobaczenia.”
„Kocham was.”
Ale kiedy zamykają za sobą drzwi…
Nie ma już nic do grania.
Odjeżdżam.
I ledwie się trzymam.
Nie wracam do domu.
Wracam do czterech ścian, które nie chcą ze mną gadać.
Cisza.
Brudny talerz.
Nie myślę od razu o pracy.
Najpierw boli to, że ich tu nie ma.
Potem dopiero przychodzi stres.
Poniedziałek.
Spotkania.
Maile.
Udawanie, że to kolejny zwykły tydzień.
Ale to nie jest zwykły tydzień.
To tydzień bez nich.
Po kilku godzinach bycia ojcem.
Po byciu potrzebnym.
Teraz nikt nic ode mnie nie chce.
Nikt nie woła.
Nikt nie przerywa.
Nikt nie zasypia obok.
Nie dzwonię do nikogo.
Nie mam do kogo.
Nie chcę dzwonić na siłę.
To w końcu niedziela.
Leżę.
Nie gaszę światła.
Nie chcę, żeby było ciemno.
Ciemność przypomina zbyt wiele.
Śpię przy lampce.
Jak dzieci.
Jak ktoś, kto boi się, że jak zamknie oczy, to już się nie podniesie.
To czas, którego nie życzę nikomu.
Zostaję z tym sam.

Gdzieś z Internetu, gdzieś z Wrocławia.

Majówka bez córki

Po tygodniowym niewidzeniu Tysi spowodowanym majówką i ustaleniami w ugodzie, przyjechałem do szkoły, aby choć na chwilę zobaczyć się z córką. Po raz kolejny okazało się, że Jezabel nie była w stanie jej odebrać. W takich przypadkach dziewczynka albo spędza kilka godzin na świetlicy, albo – jak tym razem – jest odbierana przez osobę trzecią, koleżankę Jezabel.

Nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, że obce osoby mogą odbierać moją córkę, podczas gdy ja, mając czas i chęć, często nie mogę jej nawet zobaczyć. Gdzie tu sprawiedliwość? Widok Tysi, która nie chciała się ode mnie odkleić, a chwilę później musiała odejść z kimś innym, był rozdzierający.