Ponownie na komendzie: Sprawa przywłaszczenia zegarka

Po raz kolejny – już czwarty – otrzymałem wezwanie na komendę w charakterze świadka. Sprawa dotyczyła zegarka, o którym już wcześniej tutaj pisałem, a którego zapomniałem oddać Jezabel. Matka naszej córki zgłosiła na policję przywłaszczenie zegarka o wartości około 220 zł.

Policjant, który mnie przesłuchiwał, zachował się bardzo kulturalnie i od razu dało się wyczuć – co tylko potwierdził – że sprawa zostanie umorzona. Zegarek nie został bowiem przywłaszczony, ponieważ został zwrócony. Całą sytuację opisywałem już wcześniej na tej stronie. Matka miała prawo zgłosić sprawę, funkcjonariusz musiał przyjąć zgłoszenie, a ja – wyjaśnić, jak to wszystko wyglądało.

Zmarnowano mój czas, czas funkcjonariusza oraz – co najbardziej boli – nadszarpnięto zdrowie mojej córki, która była obecna podczas składania zawiadomienia przez matkę.

 

 

Trudny czas przed majówką

W ostatnim dniu przed majówką, gdy mogłem odebrać Tysię ze szkoły, jak zawsze odwiozłem ją do Jezabel. Zapomniałem wtedy zabrać zegarka Jezabel, o którym wspominałem już wcześniej. Przy każdym odbiorze córki muszę go demontować i wyjmować kartę, aby go wyłączyć. Zdarza się, że z braku czasu robię to dopiero po powrocie do domu. Tym razem zapomniałem odłożyć zegarek na miejsce, do plecaka.

Podczas przekazania córki matce, Jezabel sprawdziła jej plecak i, nie znajdując zegarka, wpadła w złość. Gdy powiedziałem, że zapomniałem go zabrać i zwrócę po weekendzie, jej reakcja była natychmiastowa – szybko się ubrała, chwyciła Tysię i wyszła, niemal wyrywając ją ze sobą. Szedłem za nimi, ponieważ również schodziłem do samochodu. Moja córka nie chciała iść z Jezabel, zaczęła krzyczeć, błagać, żeby ją puściła… wołała o pomoc.

To wszystko złamało mi serce. Stałem tam, bezsilny, mogąc jedynie nagrywać całą sytuację, choć w głębi duszy chciałem zrobić coś więcej, cokolwiek, by ją ochronić.

W tym samym czasie z sąsiedniej klatki wyszła mama koleżanki Tysi ze szkoły. Nie wiem, czy została wezwana przez Jezabel, czy był to przypadek, ale jej reakcja była wymowna – spojrzała na całą scenę, zawahała się, a potem po prostu poszła dalej, jakby nic się nie działo. Lojalność wobec matki wygrała. „Kobieta kobietę zawsze zrozumie” – powiedziała mi kiedyś znajoma, a ja wielokrotnie obserwowałem to na własne oczy.

Jak dowiedziałem się później, Jezabel pojechała na komisariat, aby zgłosić kradzież zegarka. Tysia była przy tym obecna, widziała wszystko, słuchała, jak jej matka składa na mnie doniesienie…  po raz kolejny.

Ferie, których nie było

Dzisiaj o godzinie 10:00 stawiłem się przed drzwiami Jezabel, aby odebrać Tysię na jej pierwsze pełne ferie zimowe, które zostały mi zagwarantowane na mocy ugody sądowej. Tysia miała spędzić ze mną 9 kolejnych dni – od sobotniego poranka o godzinie 10:00 do godziny 18:00 w niedzielę, kończącą ferie. W planach miałem tygodniowy wyjazd w góry, podczas którego chciałem, aby moja córka rozpoczęła naukę jazdy na nartach. Po latach utrudnień cieszyłem się, że w końcu będziemy mogli spędzić czas razem w normalnych warunkach. W poprzednim roku udało mi się wyjechać z córką jedynie na 3 dni, a rok wcześniej na 5 dni. Nigdy nie mogłem zaplanować dłuższego wyjazdu, ponieważ Jezabel zawsze stawała na przeszkodzie. Tym razem byłem naprawdę szczęśliwy, mając przed sobą pełne 9 dni z Tysią.

Na miejscu dowiedziałem się jednak, że Jezabel odmówi wydania mi córki. Według niej ugoda miała rzekomo zapewniać mi jedynie niecałe dwa dni w okresie ferii zimowych. Wyjaśniałem jej, że jest w błędzie, lecz ona uparcie trzymała się swojej wersji. Skontaktowałem się z moim byłym pełnomocnikiem, który potwierdził, że ugoda została tak sporządzona, aby czas z córką był równo podzielony pomiędzy rodziców. To również nie przekonało Jezabel, która nadal odsyłała mnie do domu i zachęcała, bym zgłosił sprawę do pełnomocnika (?).

Zdecydowałem się wezwać patrol policji. Z doświadczenia wiedziałem, że interwencja nie przyniesie wiele efektów, lecz chciałem, aby moja próba odebrania córki została odnotowana. Policjanci na miejscu porozmawiali ze mną, zapoznali się z pełną treścią ugody, po czym udali się do Jezabel. Po powrocie poinformowali mnie, że nic nie mogą zrobić, ponieważ treść ugody jest dla nich niezrozumiała. Poradzili, abym napisał pismo do sądu w celu doprecyzowania, kiedy przysługują mi ferie z córką, i dodali, że może w przyszłym roku sytuacja będzie bardziej klarowna i pojadę na ferie (!).

Wróciłem do domu bez córki, mając przed sobą tydzień zmarnowanego urlopu.

Za radą funkcjonariuszy napisałem pismo do sądu z prośbą o doprecyzowanie postanowień ugody, aby uniknąć takich sytuacji w przyszłości. Gdy składałem pismo w kancelarii, pracownica przyjmująca dokumenty poinformowała mnie, że z treści ugody jasno wynika, iż mam zagwarantowany czas z córką. Dodatkowo poradziła mi, abym złożył skargę na działania funkcjonariuszy, co niezwłocznie uczyniłem.

Ten czas był dla mnie niezwykle trudny. Cały urlop spędziłem samotnie w domu, patrząc na zdjęcie córki.

W drugim tygodniu ferii Jezabel przesłała mi wiadomość:

Możesz przyjechać po ***** w czwartek o 10.

Nie odpisałem ani słowa i nie wdawałem się w dyskusje. Pojechałem po Tysię i spędziłem z nią niecałe 4 dni. Nie wyjechaliśmy nigdzie. Byliśmy na basenie oraz w „Bajce Pana Kleksa”. Dużo się przytulaliśmy i rozmawialiśmy o tym, gdzie spędzimy kolejne ferie. Dowiedziałem się, że Jezabel również nigdzie nie wyjechała z naszą córką. Jeździły jedynie do kina, na basen i do zoo.

Tysia ostatecznie nie wyjechała na żadne ferie. Ja zmarnowałem 5 dni urlopu i przez prawie dwa tygodnie nie widziałem córki. Jezabel zdążyła natomiast wygenerować nowe wydatki, które najprawdopodobniej przedstawi w sądzie, próbując podnieść alimenty.

To wszystko jest absurdem. Ze względu na konflikt wywoływany przez Jezabel nie mam żadnych szans na sprawowanie opieki równoważnej. Nikogo nie interesuje, że jest to forma przemocy wobec mojej córki i mnie. Dla wszystkich to jedynie konflikt i kropka – kto za nim stoi i dlaczego, nie ma żadnego znaczenia.

Tak właśnie funkcjonują sądy w Polsce. Dobro matki stawiane jest ponad dobrem dziecka i ojca. W piątek 7 marca mam zamiar wykrzyczeć to głośno podczas protestu, który organizowany będzie w Warszawie.