Ślepa kobieca solidarność

Wczoraj w szkole odbył się bal karnawałowy. Zgodnie z postanowieniami ugody, był to dzień, który spędzaliśmy razem z córką, więc do mnie należało również znalezienie stroju, w którym Tysia mogłaby wystąpić na imprezie.

Tego dnia moja córka przebrała się za syrenkę 🙂

Na każdą imprezę, na którą się wybieram, zabieram ze sobą aparat fotograficzny i kamerę. Z wykształcenia i zamiłowania jestem fotografem, od ponad 20 lat zawsze mam pod ręką aparat podczas różnych wydarzeń. Nie inaczej było tym razem. Udało mi się wykonać kilka zdjęć całej imprezy, choć możliwości były ograniczone, ponieważ Tysia nie bardzo chciała brać udziału w zabawie i przez większość czasu była przyklejona do mojej nogi. Pomimo kilku prób nie udało mi się jej zachęcić do większej aktywności – cały czas powtarzała, że nie chce mnie zostawić, bo od jutra spędza weekend z mamą. Sam już nie wiem, co o tym myśleć.

Przed końcem imprezy podeszła do mnie jedna z matek i poprosiła mnie o podzielenie się zdjęciami na grupie, na której są inni rodzice. Odpowiedziałem, że nie widzę problemu, o ile ktoś mnie doda do tej grupy. Dzięki uprzejmości jednej z mam znalazłem się na grupie. Ucieszyło mnie to, ponieważ będę mógł mieć większy wpływ na życie szkolne Tysi.

Zdjęciami podzieliłem się następnego dnia rano.

Kilka godzin później zostałem usunięty z grupy przez jej właścicielkę. Od jednej z matek dowiedziałem się, że Jezabel zażądała mojego usunięcia z grupy. Sama właścicielka grupy, Malina, stwierdziła natomiast, że decyzja była grupowa, ponieważ znają się jeszcze od czasu, gdy dzieci chodziły do przedszkola.

Skłamała, ukrywając prawdziwy powód.

Sama Jezabel również nie odpisała, kiedy zapytałem ją, dlaczego zażądała mojego usunięcia z grupy.

Odsyłacz do zdjęć pozostawiłem dalej do dyspozycji rodziców.

Pierwsze zebranie w szkole

O godzinie 17:00 odbyło się dzisiaj pierwsze zebranie w szkole, do której chodzi Tysia. Trwało ono ponad dwie godziny. Podobno pierwsze zebranie zawsze trwa dłużej…

Na miejscu dowiedziałem się, jak będzie wyglądał plan nauczania na najbliższy rok, jakie składki należy uiścić, kiedy będą dni wolne, wycieczki itp. Było również kilka formalności do podpisania, ale ja załapałem się tylko na listę obecności – najważniejszą resztę dotyczącą opieki medycznej podpisała Jezabel, nie pytając mnie o zgodę.

Na sali obecne były prawie same kobiety, za wyjątkiem mnie i dwóch innych ojców. Jak udało mi się później ustalić, jeden z ojców jest alienowany od swojego syna od czerwca. Przyszedł na zebranie, aby dać wyraz swojej bezradności. Udało mi się z nim porozmawiać po zebraniu. Jego historia jest podobna do mojej, choć przebiegała inaczej ze względu na jego staż małżeński i liczbę dzieci.

Po zebraniu poprosiłem o możliwość rozmowy z wychowawcą klasy. Jest to starsza kobieta o przyjaznym usposobieniu, kolejna niestety, która nie chce widzieć problemów, które jej nie dotyczą. Wytłumaczyłem jej grzecznie, że interesuje mnie wszystko, co dotyczy mojej córki i nie chcę być pomijany w żaden sposób podczas przekazywania informacji czy w przypadku podejmowania decyzji, które mają kluczowe znaczenie w wychowywaniu Tysi.

Przede mną z wychowawcą rozmawiała również Jezabel, która zrobiła to za zamkniętymi drzwiami, gdyż nie życzyła sobie mojej obecności. Od wychowawcy dowiedziałem się, że Jezabel podkreśliła, że moje prawa jako rodzica są ograniczone i wytłumaczyła jej, w jakie dni mogę odbierać córkę, a w jakie nie. Dla Jezabel władza jest tak ważna, że nie ma znaczenia, czego dotyczy. Oczywiście nie wspomniała, że mam pełną decyzyjność w sprawach kluczowych dla zdrowia czy edukacji Tysi.

Po doświadczeniach z przedszkolem nie spodziewam się cudów. Zaczynamy nowy etap.

Pierwszy tydzień szkoły

Pierwszy tydzień, a dokładniej cztery dni tzw. „nauki”, za nami. Kiedy widzę się z Tysią, wydaje się być zadowolona. Raz miał miejsce incydent, w którym poskarżyła się, że dzieci z klasy się z niej śmiały, ponieważ „pani mierzyła ich wszystkich, a ona jest najmniejsza”. Wytłumaczyłem jej jednak, że małe jest piękne i kiedyś urośnie, i że ja również byłem niski w jej wieku. Przyjęła to i zaakceptowała. Kiedy jednak zostaję z nią sam na sam w domu, mówi, że nie chce chodzić do szkoły. Skarżyła się jeszcze, że na przerwach jest bardzo głośno i jej to przeszkadza. Zgadza się, na przerwach jest armagedon – krzyk dzieci, wszystkie gdzieś biegną, nikt nie pilnuje porządku, istny chaos. Dawno czegoś takiego nie doświadczyłem, nie mógłbym tam pracować.